Za czasów studenckich w mojej lodówce było tylko światło. Ewentualnie Martini i cytryna. Kostki lodu były raczej luksusem, bo trzeba było pamiętać, żeby je zrobić. Kiedy pod koniec studiów poznałam Łukasza, z wolna zaczęły się w niej pojawiać produkty spożywcze.