Top
  >  Lifestyle   >  Zastrzyk nowej energii i małe zmiany w diecie

To nam się majówka udała, prawda? Bardziej przypominała długi weekend z okazji jedenastego listopada, niż rozpoczęcie sezonu grillowego. Miałam zasypywać Was stylizacjami z malowniczego Lwowa, a zamiast tego snuliśmy się smutno po mokrych ulicach przez zdecydowaną większość czasu. W związku z tym jedyne zdjęcie w miarę nadające się do publikacji znajduje się poniżej. Bez komentarza proszę! Wiele razy wspominałam Wam, jak negatywny wpływ ma na mnie pogoda (i nie tylko o włosach mowa) i jak zazdroszczę ludziom, którym aura nie robi żadnej różnicy. Ja natomiast, kiedy na dworze jest szaro i zimno natychmiast robię się nieznośna. Łapię doła, boli mnie głowa i absolutnie nic mi się nie chce. Skupiam się tylko na ciśnieniu, które rozsadza mi czaszkę od środka i marzę o tym, żeby wyjąć sobie mózg i włożyć go do miski z lodem. Nakręcam się.

Pomyślałam jednak, że czas coś z tym zrobić, w końcu życie jest jedno i nie można dryfować bezwiednie na jego falach zdając się na to, co przyniesie czas, prawda? Nasze samopoczucie, zarówno fizyczne jak i psychiczne zależy w dużej mierze od nas samych. Czas więc wziąć stery w swoje ręce. Podczas pobytu w Londynie moje blogowe koleżanki pozytywnie mnie nakręciły. Jak wiecie nie jestem maniaczką zdrowego żywienia i blogerką fit nigdy na pewno się nie stanę, ale zwykle jestem otwarta na zmiany, szczególnie jeśli mają wnieść do mojego życia coś dobrego. Tak więc na dobry początek… odstawiłam kawę! Jeśli śledzicie moje social media (snapchat aleksandranaj oraz instagram @aleksandranajda) to wiecie, że od jakiegoś czasu zamiast ukochanej, porannej kawy piję ciepłą wodę z imbirem i cytryną. Popołudniowe cappuccino zastąpiłam natomiast świeżo wyciskanymi sokami. Tak, wiem, dość drastyczne! Taki zastrzyk witamin ma poprawić moja samopoczucie i dodać mi energii na cały dzień! Póki co? Jest świetnie. Kilka pierwszych dni było strasznych, cały czas czułam się jak kret uderzony łopatą w dyńkę a mój organizm z całych sił domagał się kokainy kofeiny. Przez pierwszy tydzień potrzebowałam aż trzech butelek świeżego soku dziennie, którym delektowałam się tak samo, jak wcześniejszą filiżanką kawy. Ale kto miałby czas biegać co chwilę po świeże owoce i bawić się w wyciskanie? Na szczęście kilka miesięcy temu podpatrzyłam na instagramie Gosi świeże soki z Biedronki marki Cymes, która nomen omen jest patronem tego wpisu. Tak to już ostatnio w moim życiu jest, że wszystko (wreszcie!) składa się w dopasowaną całość a ja przyciągam idealnych i doskonale pasujących do mnie partnerów do współpracy. Tak czy inaczej, mając zawsze pod ręką butelkę ulubionego soku mandarynkowego, prawie nie myślę już o kawie! To dla mnie niemały sukces, tym bardziej, że dzienna dawka witamin zamknięta w butelce jest z pewnością lepsza dla mojego samopoczucia, niż mocna kawa z mlekiem i cukrem… Na pewno nie odstawię mojej ukochanej kawusi na zawsze (w końcu dopiero spłaciliśmy nasz super wypasiony ekspres : D), ale chciałabym, żeby ten detoks potrwał jak najdłużej, bo widzę, jaki zbawienny wpływ ma on na moje samopoczucie. I wiem na pewno, że świeże soki zostaną ze mną na dobre. Będziecie mi kibicować? A może spróbujecie takiej zmiany razem ze mną?

Comments:

  • Monia

    23 maja, 2017

    Wchodzę w to! A właściwie już od piątku trwam w piciu soków 😀 Tyle że spowodowane jest to tym, że dostałam sokowirówkę i teraz mam duuuże pole do popisu! Ale Tobie kochana życzę wytrwałości w kawowym detoksie… jednak mam nadzieje, że jeszcze czasem posiedzimy przy naszej ulubionej kawie w Starbucksie 😀

    reply...
  • Paulina

    24 maja, 2017

    W sumie nie dziwię się, że 3 butelki soku spokojnie zastąpiły Ci kawę… po takiej ilości cukru każdy by dostał „zastrzyku energii” 😉

    reply...
  • 24 maja, 2017

    Uwielbiam te soki! Chociaż moim ulubionym jest marchewkowy. ❤ A po ostatniej akcji o której Ci opowiadałam zaczęłam codziennie pić świeżo wyciśnięty sok z surowych buraków. Mam nadzieję, że to pozytywnie wpłynie na stan mojego zdrowia. ? A Ty trzymaj tak dalej! Powiem Ci jeszcze na koniec, że takiego patrona to aż Ci troszkę zazdroszczę, o! ??

    reply...

post a comment