Top
  >  Podróże   >  Valencia tour
Pierwszą wycieczką zorganizowaną przez hiszpański ESN była integracyjna wycieczka co Cuenci, która nie powiodła się z przyczyn organizacyjnych. Postanowiliśmy więc odebrać nasze składki i sami zorganizować sobie weekendowy wypad. Wybraliśmy Walencję, oddaloną od naszego miasteczka o 170 kilometrów. Dzięki studenckim zniżkom podróż okazała się bardzo tania! W piątkowy wieczór dotarliśmy do niesamowitej i tętniącej życiem Walencji. Po zameldowaniu się w hostelu przystąpiliśmy do integracji z innymi turystami mieszkającymi w hostelu Center Valencia (pyszne wino Tinto de Verano na dachu hostelu). Wieczór zakończył się w klubie MYA, który mieści się na dachu muzeum, w sercu miasteczka Sztuk i Nauk. Na dachu, wśród palm, rozstawione były bary z pysznymi drinkami i rozlokowane były parkiety. Zabawa kończy się zazwyczaj dopiero rano 🙂

Następny dzień w Walencji rozpoczął się od zdrowego i pysznego śniadania w restauracji w centrum. Szczerze mówiąc brakowało mi wychodzenia na kawę i jedzenie ze znajomymi. Odkąd przeniosłam się do Albacete, śniadanie na tarasie jest największym luksusem 😉
W prawym, dolnym rogu horchata, tradycyjny napój Walencji, wytwarzany z migdałów ziemnych. Szczerze mówiąc nigdy nie próbowałam niczego tak… neutralnego. Podobno ludzie horchatę kochają, lub jej nienawidzą. Ja nadal nie wiem!

Mimo, że sobota nie była upalna, ruszyliśmy na plażę! To w końcu był główny cel wycieczki 😉 Albacete niestety nie ma dostępu do morza, korzystamy więc z każdej okazji, żeby pójść na plażę. Woda nie była tak ciepła, na jaką wyglądała, ale nie mogłam powstrzymać się przed kąpielą. Nie mieliśmy wystarczającej ilości ręczników, dzięki czemu odkryliśmy, że prześcieradła z hostelu znacznie lepiej sprawdzają się na plaży! Są dużo większe, szybciej wysychają, łatwiej wytrzepać je z piasku, są lekkie i zajmują mało miejsca w torbie. Potrzeba matką wynalazków, polecamy!
W prawym górnym rogu widać mój najnowszy nabytek – kolejny domek dla iPhone’a, chyba jestem już uzależniona!

Dzięki nowo poznanemu koledze, Michałowi, załapaliśmy się w niedzielę na free walking tour, czyli darmowego przewodnika, oprowadzającego po starym mieście. Świetna inicjatywa dla studentów, którzy nie mają zbyt wysokich funduszy na zwiedzanie. Przewodnik jest wynagradzany napiwkami w dowolnej wysokości, w zależności od tego, ile turyści są w stanie zaoferować. Mieliśmy szczęście, że trafiliśmy na przemiłą Amerykankę Ariel, której znajomość miasta, jak i akcent były bez zarzutu! Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy, które postaram się Wam przekazać. Przewodnik czeka na turystów codziennie o 12 przy fontannie Turia w centrum. Jest to alegoryczne przedstawienie rzeki Turia i jej ośmiu kanałów (osiem kobiecych postaci wokół).

Po prawej stronie Los Santos Juanes, kościół z którym związana jest bardzo smutna legenda. Obok kościoła mianowicie znajdowało się targowisko. Matki zostawiały swoje dzieci na obrzeżach targowiska, gdyż nie mogły ich wykarmić i obiecywały im, że jeśli będą czekać wystarczająco długo, ptak znajdujący się na szczycie wieży kościoła, ześle im jajka, dzięki którym będą mogły się pożywić. Był to oczywiście tylko pretekst do porzucenia ich.

Po prawej boczna kaplica Katedry, w której, według legendy znajdował się Święty Graal. 
Po lewej drzwi do Palacio del Marqués de dos Aguas, z obracającą się figurą matki boskiej z dzieciątkiem (w stronę ulicy, kiedy rodzina Markiza była poza domem, do środka, kiedy przebywali w domu).
Po lewej najwęższy budynek świata, obecnie „przebity” przez kilka innych europejskich. Ma 105cm, a jego drzwi zostały niestety zastąpione przez automat z napojami.
Po prawej pomnik, co ciekawe nigdzie nie znajdziemy tablicy czyj. Podobno jeśli wspiąć się na sam szczyt, można znaleźć niewielki napis, że postać na piedestale symbolizuje naród hiszpański. Jest to więc pomnik przeciętnego obywatela 😉
Ostatnim punktem wycieczki była brama do miasta, licząca obecnie kilkaset lat. Zamykana była codziennie o tej samej porze, spóźnialscy obywatele musieli więc nocować poza murami, narażeni na ataki dzikich zwierząt i przestępców. My na szczęście zdążyliśmy wrócić 😉 
Niestety nie udało mi się zrobić zdjęć wszystkich punktów wycieczki. Mam nadzieję, że moja relacja przypadła Wam jednak do gustu. Jeśli chcielibyście wiedzieć coś jeszcze, piszcie! 🙂

Comments:

post a comment