Top
  >  Podróże   >  Pierwsze chwile na Gwadelupie – 5 rzeczy, którymi zaskoczyła mnie wyspa

Czasami jetlag bywa zjawiskiem pozytywnym. Pierwszego dnia, zaraz po przylocie na Karaiby, po wypiciu malutkiego kieliszka wina, zasnęłyśmy jak małe dzieci przed 22:00. Dzięki temu zamiast marnować czas w podróży na spanie, wstałyśmy na pierwszy wschód słońca w życiu (nie licząc tych oglądanych w mieście, o 5 rano po wyjściu z imprezy). Sam wschód okazał się rozczarowujący, tym razem, ale sam fakt, że kiedy wstajesz tak wcześnie, doba wydaje się być z gumy i nagle możesz tyle rzeczy zrobić, jest niesamowity. Chciałabym się zmusić do wstawania rano w Polsce, ale umówmy się – jest różnica między wstawaniem o świcie, aby pokicać po plaży, a wstawaniem ciemną nocą „rano” w domu, gdzie temperatura podłogi nie zachęca do wystawiania stopy spod kołdry. Korzystamy więc i planujemy codziennie wstawać jak najwcześniej.

A jakie są moje pierwsze wrażenia z samej wyspy?

Ciągle tu pada!

Na swoim insta stories pokazuję Wam chyba więcej deszczu, niż słońca! Mam nadzieję, że wszyscy oglądacie? Ale jeśli nie, to powiem tylko, że deszcze występują tu często, są krótkie, ale o dużym natężeniu. W dodatku są totalnie nieprzewidywalne, czasem leje z jasnego nieba! 5 minut po zrobieniu tych słonecznych zdjęć, lało jak z cebra! Zaliczyłyśmy swój pierwszy taniec w deszczu śpiewając I’m singing in the rain.

Nikt nie mówi po angielsku

Tego obawiałam się najbardziej. Gwadelupa to terytorium zależne Francji – tutaj nikt nie mówi po angielsku. Localsi są bardzo mili, ale nie zmienia to faktu, że nie da się z nimi porozumieć w międzynarodowym języku. Podejrzewałam, że tak będzie, dlatego chciałam ustrzelić hiszpańskie karaiby, ale niestety ceny powalały na kolana. Nie spodziewałam się poza tym, że z językiem będzie gorzej niż u Tajów! No właśnie…

Gwadelupa to taka czystsza Tajlandia

Zarówno roślinność, jak i architektura (jeśli można to tak nazwać) Gwadelupy bardzo przypomina mi ulice Phuket. Cieszy mnie to, bo bardzo miło wspominam swoją półroczną podróż, ale zaskoczyło mnie to, bo jednak to zupełnie nie ta strona świata! Tymczasem zarówno dżungla jak i rozwalające się domeczki w stylu „nie chce mi się ale muszę pod czymś spać” są do siebie łudząco podobne. Jedyna zmiana na plus jest taka, że tutaj przyjeżdżają bogaci francuzi, więc localsi bardziej dbają o czystość wyspy. Plaża jest codziennie sprzątana, ścina się kokosy i sprząta ulice. W tajowie wszystko gnije na asfalcie a szczury wesoło hasają pomiędzy domkami. Za szczurami nie tęsknię, ale za cenami już tak…

Boże jak tu drogo!

Przed wylotem czytałam kilka blogów między innymi najlepszy blog o życiu na Gwadelupie (nie tylko, ale w tej chwili głównie taką tematykę porusza Basia) i konsultowałyśmy się z jego autorką, więc byłyśmy przygotowane na wysokie ceny. Jednak drożyzna to jest coś, co zawsze wywołuj pewien szok. Nie wszyscy wiecie, ale jestem taką trochę cebulą i właśnie dlatego stać mnie na częste podróże w fajne miejsca – mogę spać w szczurzej norze i jeść tylko streetfood, jeśli pozwoli mi to szybciej odłożyć na kolejny bilet. Cóż, tutaj za szczurzą norę płaci się około 150 zł za noc. Nasze miejsce jest małe, pachnie jak domek na RODOS (rodzinne ogródki działkowe ogrodzone siatką) ale za luksus jakim jest czystość i niewielka odległość od plaży (żadnych luksusów ani basenu) płacimy już 200 zł za noc. Przy wakacjach na 2 tygodnie to jednak sporo.

Nic mnie tu nie zabije

Niby jest dżungla, niby są palmy, ale… nie spotyka się tu ani węży (podobno gdzieś jest jakiś jeden gatunek), ani małp, ani jadowitych pająków, ani skorpionów. Jak się postarasz to spotkasz kolibra (dzisiaj widziałam i przeżyłam rozczarowanie, bo nie był kolorowy) albo iguanę, ewentualnie żółwia. Tak czy inaczej, chyba nic mnie tu nie zabije, co za ulga po Tajlandii!

Pozowane ujęcia zawsze wychodzą gorzej, więc wrzuciłam Wam fotki z durną miną. Na pierwszym układam wianuszek, na drugim poprawiam sukienkę, bo dekolt nieogarnięty.

sukienka jest z na-kd (link bezpośredni), ale gdybym miała zamawiać jeszcze raz zdecydowanie wybrałabym jednak tę, muszelkowe sandałki ze stili (link bezpośredni) na stories można zobaczyć jak prezentują się „w ruchu”, a wianek z aliexpress (link bezpośredni). Wianek jest trochę duży i musiałam go związać z tyłu na supełek, no ale ja mam mega małą głowę. Bierzcie i cieszcie się tym wszyscy, bo tanie i dobrze rzeczy.

Comments:

  • 23 lutego, 2018

    Miałam dokładnie te same spostrzeżenia po podróży na Martynikę. Ale i tak rewelacyjnie wspominam tamto miejsce i nie żałuję ani jednego wydanego euro-centa! Nie mogę patrzeć na Twoje instastories, bo sama jestem teraz uziemiona i tak strasznie zazdroszczę! A kiedy widzę ostatnie ceny czarterów do Panamy albo na Jamajkę to mi się robi jeszcze gorzej.
    Udanego wypoczynku.
    PS. Kolibry bywają kolorowe, tak samo jak kraby – a jednych i drugich warto wypatrywać 😉

    reply...

post a comment