Top
  >  Moda   >  Dlaczego Chińczycy nie wysyłają mi ubrań? Nowa stylizacja ze starą bluzką!

Z biegiem lat (jest lipiec, więc już 7 lat minęło) mój blog przekształcił się z typowo modowego w lifestylowy. Ostatnio na mojej stronie mogliście znaleźć znacznie więcej treści urodowych czy podróżniczych, niż stylizacji. Te, które się pojawiają, oparte były zwykle o dość proste, klasyczne połączenia ciuchów z sieciówek i chińskich sklepów z markowymi dodatkami. W ten sposób lubię się ubierać najbardziej. Nic nie mam do ubrań produkowanych w Azji, jeśli są dobrej jakości i wytrzymują więcej, niż tylko kilka prań. Jestem zbyt wielką fleją, żeby inwestować w ubrania od projektantów. Poza tym, umówmy się, sukienka za tysiąc złotych wisiałaby samotnie w szafie do końca swych marnych dni, bo zawsze szkoda by mi było ją założyć! Stawiam na dodatki, bo one przeżyją dłużej. Tak więc konsekwentnie pokazywałam Wam dotąd swoje ulubione perełki z Sheinside, a wcześniej też z Romwe. Moja wieloletnia współpraca z jednym z chińskich sklepów z ubraniami była mi jednak ziarnkiem piasku w oku przez kilka ostatnich miesięcy. Kamykiem w bucie, dowodem hipokryzji. No bo jak to, otwarcie piszę o swojej niechęci dla tej kultury, a jednak z nimi współpracuję? Hejtuję ich smarkanie na podłogę a pokazuję (być może zasmarkane) ubrania? Ciężko być konsekwentnym w takich kwestiach, tym bardziej jeśli Twój dotychczasowy partner był wobec Ciebie w porządku, a ubraniom nie miało się nic do zarzucenia. Każda współpraca, nie tylko biznesowa ale zwyczajnie… międzyludzka (?) ma jednak swoje granice.

Moją granicą jest szczerość wobec czytelników (tak wieeem, wazelina! Ale słuchajcie do końca, proszę). Za żadne pieniądze nie będę wciskała Wam kitu, bo wyszłabym na tym jak Zabłocki na mydle. Oraz nie poznałabym siebie w lustrze. Nie po to budowałam społeczność, nie po to zebrałam wokół tego bloga taką masę ludzi, żeby robić ich w jajo i stracić budowane przez lata zaufanie! I to w imię czego, ciuchów? No way! Kiedy więc Pani odpowiedzialna za kontakty z blogerami w wyżej wspomnianym sklepie kazała mi usunąć z bloga wpis 10 powodów, dla których nie wrócę do Chin (a także obiecać, że nigdy więcej nie powiem nic złego na temat Chin, Chińczyków a także czegokolwiek co Chińskie), pałka się przegła. Nikt nigdy nie będzie cenzurował moich treści, bo nie po to zarzuciłam moją wspaniale zapowiadającą się karierę prawnika (heheszki rzecz jasna) i zostałam pełnoetatową blogerką, żeby teraz ktoś strugał mi szefa. To po pierwsze. Po drugie nikt nie będzie mi mówił, o czym do Was pisać, a co przed Wami bezczelnie ukrywać. Jeśli znacie mnie choć trochę, to wiecie, że zawsze mówię jak jest. Niezależnie od tego gdzie i z kim jestem, nie jestem osobą, która pieje z zachwytu „omatkojakiewszystkojestcudowne”. Moje opinie są szczere (czasem nawet do bólu) i właśnie dlatego tak wiele osób korzysta z moich rekomendacji. Grzecznie zwróciłam Pani uwagę, że taka cenzura to może w Chinach, ale nie ze mną te numery, a wpis nie miał nic wspólnego z naszą współpracą, więc jej uwagi są zwyczajnie nieprofesjonalne. Nie odpisała mi do dziś, więc naszą współpracę uważam za zakończoną. Tylko narzeczony i najbliżsi przyjaciele wiedzą, ile nerwów mnie to kosztowało i jak bardzo wkurzyły mnie jej uwagi. Ze swoich zadań zawsze wywiązywałam się w 100%, ale nie będę tolerować tego typu wykraczania poza kompetencje. W związku z tym, że często pokazywałam Wam nowości z Sheinside, a teraz nie będzie ich wcale (lub będą starocie i bez linków jak dziś, nowych tej firmy zamawiać nie będę) uznałam, że należą Wam się krótkie wyjaśnienia, bądź co bądź w końcu ktoś by zauważył i zapytał.

Jak widzicie nie mam zamiaru nawijać, jak to zaczynam być minimalistką i stawiać na jakość, więc rezygnuję ze współpracy. Może ta uwaga jest niepotrzebna, ale taka jest prawda. Chińskie szmatki są spoko, nadal będę je nosić, tylko partner okazał się mniej spoko. Tyle w temacie, udanego wieczoru!

bluzka – chyba moja najulubieńsza bluzka na świecie, z Shein; spodnie – F&F; okulary – Marc Jacobs via Shopbop; torebka – Versace via Shopbop; zegarek i bransoletka – Michael Kors dostępne na Shopbop; buty – Le Coq Sportiff

Zdjęcia jak zwykle autorstwa niezastąpionej Moniki Zacharewicz

Comments:

  • 18 lipca, 2017

    <3 PIĘKNIE!

    reply...
  • Agnieszka

    19 lipca, 2017

    Olu, wielki ukłon w Twoją stronę! Wspaniałe podejście do prowadzenia blogu oraz do Twoich czytelników 🙂 Czuję się – jako czytelniczka – wspaniale i z szacunkiem potraktowana.
    PS. Wspaniale wyglądałaś w szafirowej sukience! 🙂

    reply...
  • Ewelina Pietrzak

    25 lipca, 2017

    Super artykuł, w samo sedno!

    reply...
  • 25 lipca, 2017

    Super artykuł

    reply...
  • 27 lipca, 2017

    Nie dziwię Ci się, że zrezygnowałaś z tej współpracy. Jak dla mnie ta sytuacja jest komiczna i niepoważna. Jak w ogóle można czegoś takiego wymagać? Dobrze zrobiłaś. Przykro mi, że musiałaś przez to przejść i domyślam się, jak negatywnie to mogło na Twoje nerwy wplynąć.

    reply...
  • 30 lipca, 2017

    Właśnie tej szczerości brakuje mi na większości blogów, szanuję. Buziaki!

    reply...

post a comment